Przez znaczną część swojego życia (10 lat) zawodowo zajmowałam się pracą w Irlandii z dziećmi z rodzin, które wymagały szczególnej uwagi ze względu na trudne sytuacje rodzinne. W Irlandii rodziny takie określa się coraz częściej jako ‘vulnerable’, co oznacza łatwe na zranienie, wrażliwe i szczególnie narażone na różnego rodzaju zagrożenia. W Polsce nie mamy odpowiedniego słowa na określenie rodzin, które borykają się z alkoholizmem , narkotykami, wszelkiego rodzaju uzalężnieniami, rodziny które zmagają się z emocjonalnym bólem duszy. Określenie dysfunkcyjna, patologiczna jest stygmatyzowaniem i wyrazem braku zrozumienia przyczyny uwikłań życiowych. Jest to szczególnie złe, bo stygmatyzuje to rodzinę, a szczególnie dzieci, które są już od razu negatywnie naznaczone a słowa mają ogromną moc.
“Pytanie nie brzmi skąd uzależnienie, ale skąd ból” Gabor Mate
Rany z dzieciństwa są niczym echo w ciemności powracają w kolejnych pokoleniach, prowadząc do powtarzalnych schematów.
W mojej podróży zawodowej, nigdy nie spotkałam nie wyjątkowego dziecka. Spotkałam natomiast bardzo dużo dzieci, które były przekonane , że nie są wyjątkowe.
W swojej pracy starałam się wydobywać ukryte, zakopane i poranione piękno poprzez czułość, obecność i uważność, stosując wiele narzędzi terapeutycznych. Niestety często czułam bezradność obserwując ból przekazywany pokoleniowo przez rodziny.
Czułam, że potrzebujemy czegoś więcej niż to co oferuje nam zachodnia medycyna i programy społeczne, aby dotrzeć do wewnętrznego cierpienia przekazywanego pokoleniowo, bólu, który też nosiłam w sobie.
Zmagałam się bardzo długo z pogardą nad sobą i wewnętrznym cierpieniem, który towarzyszył mi odkąd pamiętam.Szukałam pomocy u psychologów, terapeutów wszelkich nurtów, ale wciąż tkwiłam w tym samym punkcie, zapadając się coraz głębiej w mroku.
Nie chciałam żyć.
Natywni ludzie, którzy używają medycyny rdzennej od pokoleń mówią, że medycyna sama nas wybiera, kiedy jej naprawdę potrzebujemy.
Przeszłam bardzo trudną drogę uzdrowienia, była to najdłuższa droga jaką przyszło mi pokonać, droga powrotu do siebie. Dotknęłam źródła mojego cierpienia, traumy, która mnie złamała. Tylko dzięki Grzybom Psylocybinowym, Syrian Rue, kaktusie Wachuma i Ayauasce dziś jestem i żyje.
Mój wewnętrzny proces uzdrowienia stał się podróżą, pasją i ogromną miłością w zgłębieniu zrozumienia tradycji używania rdzennej medycyny. Żywię głęboki szacunek do rdzennych plemion, które były strażnikami tych świętych rytuałów od wielu pokoleń. Medycyna natury otworzyła przede mną wiele drzwi w pogłębianiu wiedzy o roślinach endogennych, prowadząc mnie intencją pomocy innym w powrocie do prawdy, powrocie do “domu” i przypomnieniu sobie naszej prawdziwej istoty, naszej wrodzonej całości i przynależności.
Shipibo, rdzenne plemię z lasów deszczowych uważają, że Ayahuasca może prowadzić nas przez całe życie, jeśli nawiąże się z nią silną relację.
Wdzięczność za to że dziś żyje zaprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem dziś i dlatego zaczęłam realizować z moim ukochanym Piotrem misję, aby pokazać światu te niezwykłe enteogeny, które pomagają nam usłyszeć mądrość, którą wszyscy posiadamy. Moja historia i wszystko co w niej uzdrowiłam, długa i bardzo trudna droga jaką przeszłam stanowi oddzielny zespół zasobów, których używam w pomganiu innym w procesie odkrywania i dochodzenia do własnej drogi.
Uzdrowienie mojej traumy było jak moje narodziny na nowo i stało się dla mnie podróżą w zrozumieniu jak wpływa ona na nasze życie. Dziś wiem, że po to przeszłam drogę uzdrowienia, aby móc pomagać innym. Zgadzam się z moim nauczycielem – Gaborem Maté, że trauma to utrata kontaktu z samym sobą, bo trauma nie jest tym, co nam się przytrafia, lecz tym, co dzieje się w nas.
Dlatego teraz pomagam innym odzyskiwać tę utraconą część siebie.
z miłością i wdzięcznością
Sylwia